Mała wyręczycielka matki

Aż trudno uwierzyć w to, jak dziewięcioletnia dziewzynka gorliwie zajęła się rodzeństwem i domem! Jakże to było budujące i zachwycające widzieć ją przy pracy! Niejednemu dziecku było by wstyd, patrząc na Marietkę, że tak mało pomocy mają z niego rodzice, że tak niechętnie opiekuje się rodzeństwem i zajmuje pracą w domu, że myśli tylko o rozrywkach i zabawach, gdy spracowana mama nieraz poradzić sobie nie może z małymi dziećmi, z pracą i kłopotami.

Całkiem inaczej było w domu Marietki. Mamusia mogła ją spokonie zostawić, gdy na wiele godzin wychodziła w pole, do pracy. Wiedziałą, że kiedy wróci, dom będzie wysprzątany i czysty, łóżka posłane, dzieci umyte, ubrane i nakarmione, a na stole, choć ubogi, ale smaczny obiad ugotowany przez uradowaną i kochającą córeczkę.

W swoje małe, lecz pracowite rączki ujęła Marietka całe gospodarstwo domowe. We wszystkim zastępowała matkę jak najlepiej. Wstawała raniutko, jeszcze zanim słońce wzeszło na niebie. Odmawiała krótki pacież, a potem, gdy mamusia wyszła do pracy w polu, zaczynała swoje zajęcia. A pracowała Marietka nie tylko u siebie, ale także u sąsiadów Serenellich, którzy mieszkali obok, w tym samym domu. Tak więc sąsiad Jan Serenelli z dorosłym synem Aleksandrem powiększali grono osób, koło których krzątałą się Marietka.

Aby wszystkiemu podołać, dziewczynka przez cały dzień nie ustawała w pracy: gotowała, prała, zmywała, szyła, cerowała, nosiła wodę i drzewo na opał, robiła zakupy na osiem osób, a przy tym wszystkim opiekowała się młodszym rodzeństwem. Ciężko i trudno było Marietce to wszystko wykonać; miała zaledwie 10 lat i sił jeszcze niewiele. Jednak dom jej i dom sąsiadów Serenellich świeciły się od porządku i czystości.